Jakiś czas temu wodociągi zafundowały mi zakwit w akwarium - nie wiem, co to było, ale kontynuowało nawet po 3-dniowym zaciemnieniu. Widoczność w szczycie nie przekraczała 5cm, a woda z akwarium nalana do szklanki wyglądała jak sok z kiwi - zielone frugo lub coś w ten deseń. Kilka dni temu za pomocą lamy UV już się z tym uporałem, ale od tego czasu nie mogłem znaleźć swojego bojownika. Myślałem, że gdzieś zdechł i rzesze świderków + pangio kuhli się nim zajęły, ale wczoraj podczas czyszczenia kubła znalazłem w nim... bojownika. Żywego. Musiał wpaść do skimmera, kiedy wyjąłem z niego końcówkę ssącą do czyszczenia i szacuję, że siedział tam około 3 - 4 dni, a w tej ciemnicy nie zauważyłem jego braku wcześniej. Jego szczęście, że chwile wcześniej z dna kubła wyjąłem ceramikę i zastąpiłem ją wielkim kawałem siatki zwiniętej w kulę (robi za mechanikę - lepszy wariant gąbki) - inaczej pewnie by się zabił od razu wpadając, a na pewno po chwili poobcierał do kości.
Jak on przeżył bez dostępu do powietrza - nie mam pojęca. Ale żyje, je, i ma się dobrze.